Niestety nie mogliśmy zabawić na Morawach, za to udało mi się namówić Krisa by w drodze powrotnej wpaść na Radegasta... albo na Radhosta...
A najlepiej na jednego i drugiego.
Bardzo często bywamy w okolicy, więc jak to się mogło stać, że my, tacy niegdyś miłośnicy gór, nie wpadliśmy do tej pory na Radegasta?
Odpowiedź jest prosta - na hasło "góry" nasze dzieci reagują histerią i spazmami. I choć w okolicy udało nam się zobaczyć już chyba wszystko, to z gór jedynie Ondrejnika - zimą, nocą... tak po tajniacku, zanim potomni wstali.
Tym razem to pełny luksus - jesteśmy sami i możemy sobie wejść gdzie nam się podoba. Bez jęczenia, rzucania fochem i zapewnień o dożywotniej nienawiści.
A... nie wspomniałam. Tym razem to nie będzie rowerowa wycieczka.
Co prawda - na obie góry da się wjechać rowerem - dla mnie jest to jednak nieosiągalne, wybrałam więc krętą, kamienistą ścieżkę mimo że ze szczytu da się zjechać piękną, asfaltową drogą. Prawdziwym hitem są tu kolobieżki - takie skrzyżowanie roweru z hulajnogą.
Gnanie z górki na pazurki... nie, nie... to też nie.
To może zacznijmy od Radhosta - góry położonej w Beskidzie Śląsko - Morawskim. 1129m n.p.m
Co dziwne, chyba gorzej odczułam te 300 na Morawach - jakieś dziwnie niskie te tysiące na Śląsku.
Czerwony szlak jest ciekawy i malowniczy. Nie jest też jakoś bardzo ciężki, niespodziewanie szybko znajdujemy się na szczycie. Znaczy na przełęczy - gdzie musimy szybko zdecydować czy Radhost, czy Radegast. Upieram się przy obu.
Na szczycie Radhosta znajduje się drewniany kościół - kaplica świętych Cyryla i Metodego z końca XIXw. Za kaplicą ustawione są rzeźby obu świętych. Naprawdę robią wrażenie. W pobliskim hotelu leją Radegasta - kultowe Czeskie piwo. My jednak po krótkiej przerwie reklamowej śmigamy dalej. Pewnie zaraz się rozpada
I oto on - wielki bóg Słowian Radogost, zwany również Radegastem którego kult był silny w tych okolicach. Jego imię oznacza "miły - gość". Dla nas okazał się być jednak niezbyt gościnny - chyba był urażony że wpierw wpadliśmy w odwiedziny do Cyryla i Metodego, może nawet podejrzewał że oddaliśmy im cześć. w zamian postraszył nas deszczem.
Tak czy inaczej Kris i tak nie skusił się na radegasta na Radegaście - jako polska cebula stwierdził że nie będzie przepłacał za piwo w plastiku. Ja bym sobie to zapamiętała. Aż dziw że Radogost nie przeszedł do rzucania piorunami.
No chyba że też nie lubi w plastiku.
W okolicy szczytu często napotykaliśmy wieżyczki ustawionych kamieni. Pewnie jakaś lokalna tradycja. Nie rozważałam tego, choć owszem, zaciekawiło..
Trochę dalej zaskoczenie - życie, żarcie, budownictwo. Dużo się tu buduje, w bardzo ciekawym drewnianym stylu. Ruszamy jednak dalej, zanim drobny deszczyk zamieni się w ulewę chcemy być jak najbliżej celu. I to jest dobra decyzja - chwilę dalej okazuje się że szlak jest zamknięty z powodu robót leśnych. Trzeba dosyć trochę nadrobić trasy. Z 17km zrobiło się 25. No ale cóż... przyroda :D
Wycieczka piesza: 25 km - góry Radhost 1129m n.p.m. Radegast 1105m n.p.m.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz