Są lata 90. Lata przemian, odbudowy i wolności. Już dawno ludzie zapomnieli o wojnie. Ale czy na pewno zapomnieli o krzywdach? Na polsko-czeskim pograniczu w kraju śląsko-morawskim nie wysiedlono po wojnie niemców. To akurat fikcja, ale powiedzmy że gdyby... w zgodzie obok siebie mieszkają dawni naziści, zwolennicy Hawla, wyznawcy Hitlera i Cyganie. Wszyscy twierdzą że są u siebie - że ten skrawek ziemi to ich haimat, ich dziedzictwo i spuścizna. Czy jest to w ogóle możliwe? Odpowiedzi doszukuję się w książce czeskiego pisarza Leosa Kysy "Sudetenland". Ale najpierw, zanim zapoznam się z treścią książki muszę poznać tło wydarzeń, więc zagaduję Męża:
-Ej, a byliśmy kiedyś w Bruntalu?
- a czemu pytasz?
-eee, nic... bo taką książkę teraz czytam. A to chyba niedaleko jest.
I mam jak w banku, po 10 minutach mamy opracowaną trasę, zaznaczone punkty startu i powrotu i ciekawostki w okolicy. No to klamka zapadła - witaj przygodo.
Dzień wyjazdu zapowiada się upalnie i bezwietrznie. Po raz pierwszy nie dopytuję o ilość podjazdów, bo po wymianie roweru na elektryczny, moja niewydolność może mi naskoczyć. Bez wspomagania mogłabym jedynie pomarzyć o wybraniu się w te rejony, jak się później okazało.
Niewiele też po drodze było do oglądania. Rozsiane to tu, to tam zamki i pałacyki, pokryte w zaroślach wiatraki do których nie sposób dotrzeć i na kopy nepomucenów i florianów - jak to w czechach.
Słońce daje popalić, zwłaszcza że większość trasy to otwarte przestrzenie, wysuszone łąki i skąpane w słońcu rżyska od których bije zaduch i zapach chleba. Cóż, liczyłam trochę na meruńki, jednak ta część Czechów obfituje w przydrożne czereśnie. A to nie jest niestety czas na czereśnie.
W Sosnowej napotykamy kaplicę Św. Anny ze studzienką. I pierwszych niemców. To turyści - na takim odludziu, czegóż szukają? Może stąd pochodzili ich przodkowie? Kris by zapytał, mimo że nie zna niemieckiego, to zapewne znalazł by wspólny język, bo ponoć ciekawość jest gorsza od faszyzmu (czy jakoś tak) i na pewno w przypadku mojego męża jest większa niż bariera językowa. Ale właśnie nabrał wody w usta.
Wtoczyliśmy się na jakąś wyżynę. Bo ciągle jest pod górę i bardzo mało w dół. Nie żebym marudziła, ale Kris to tak dziwnie wygląda. I jakby mu się ostatnio mniej śpieszyło. Nadal niemiłosierna patelnia i ani trochę cienia. Za to widoki przednie. Tylnie też
Rynek w Bruntalu nie zachwyca. Pod tym względem po tej stronie granicy, jak i po naszej króluje wszechobecna betonoza. Szukamy zatem cienia i dobrej kawy -za którą jak się okazuje płacimy śmiesznie małe pieniądze. Tu z kolei słyszymy polską mowę i poznajemy rodaków. My im polecamy turecką kawę, oni nam wycieczkę na Pradeda. Z sakwy wyciągam mój egzemplarz "Sudetenland" i opowiadam za czyją sprawą przywiało nas w te rejony.
Kierujemy się w drogę powrotną do Opawy, gdzie zostawiliśmy samochód. Upał nadal doskwiera, przewyższenia nie odpuszczają, woda w sakwach się kończy. Zostawiamy za sobą historię. Historię która mogła się wydarzyć po tej, jak i po naszej stronie granicy. jak ktoś ma odwagę zanurzyć się w przeszłości śląska po obu stronach granicy - może się bardzo zdziwić, jak bardzo zbliżone były losy z tej czy tamtej strony. Jak bardzo się od siebie nie różnimy. Jak prawdziwe i uniwersalne są słowa Klary: