piątek, 28 czerwca 2019

Daremne poszukiwania

Jadąc ostatnio do naszej przyczepy w celach remontowo-przygotowawczych, na trasie Brzeszcze- Oświęcim mijaliśmy taki zagajnik pomiędzy zabudowaniami. I tak jakoś mi się ni z gruchy, ni z pietruchy wyrwało " ej, a te Kramarki to może tu?"
No i już nie było odwrotu - nie minęło kilka dni, a  znów jechaliśmy z Krisem na Brzeszcze. Tym razem na rowerach. Niedługo to zaczną nadawać tam ulicom nasze imiona a o parze świrusów po okolicy, zaczepiają mieszkańców i zadają pytania o dziwne miejsca  - krążą już pewnie po Brzeszczach legendy. I mimo że nikt nic nie wie, a ci co ponoć wiedzą odsyłają nas w zupełnie różnych kierunkach - jesteśmy nie do zdarcia i tak łatwo się nie poddajemy. Owszem, zdajemy sobie sprawę że obszar naszego poszukiwania jest ogromny, ponadto poszukiwanie czegokolwiek  o tej porze roku, bez jakichkolwiek normalnych wskazówek jest szukaniem igły w stogu siana, to chyba lubimy mieć taki "impuls". Kris mniej sobie radzi z sytuacjami bez wyjścia i zaczyna się robić nerwowy, ja podchodzę do sprawy na zasadzie "nie o to chodzi by złapać króliczka..." i póki mam czego szukać, to wcale nie zależy mi by znaleźć od razu.
Znudziła mi się trasa przez Międzyrzecze, zaproponowałam więc Jedlinę. Ma to też drugie dno - może uda się znaleźć przy okazji krzyż który opisywał pan Lysko. Krzyż znajduje się gdzieś w lesie, a przynajmniej powinien się znajdować, bo nie słyszałam o nim żadnych informacji, nie spotkałam się z żadną choć najmniejszą wzmianką. I nawet w Eksploratorach nie ma. Conajmniej zadziwiająca sprawa.
facelia

Jan Nepomucen
Próby wejścia w gęstwinę kończą się szybką ewakuacją. Krwiożercze bestie gonią nas jeszcze kilka metrów. Podobnie jest na terenie zabudowań gospodarczych w parku Jedlińskim. W zasadzie nie wiem, czy te zabudowania pozostały po istniejącym niegdyś w tym miejscu zameczku, czy nie były z nim związane. Faktem jest że kiedyś, dawno temu przyprowadziła mnie tu moja koleżanka Ania i wtedy już pałac popadał w ruinę, ale dobry inwestor jeszcze mógłby przywrócić mu świetność. Nikt taki się jednak nie znalazł i w konsekwencji rozebrano go, pozostawiając parę ruin budynków gospodarczych i zaniedbany park. Próbowałam w bibliotece poszukać jakiś informacji na jego temat. Niestety, tak jak w internecie, również w książkach nie znalazłam żadnych informacji. Jakież to musiało być piękne miejsce w spływie dwu rzek. Staw będący za pałacem wysechł, bądź został osuszony. Podobnie jak płynąca przez las rzeczka, która pozostawiła po sobie kręte koryto pomiędzy prastarymi dębami. Folwark w tym miejscu założył Zygfryd Promnitz właściciel państwa Pszczyńskiego, jednak nie wiadomo czy to on rozpoczął w tym miejscu budowę zamku którego datę powstania szacuje się na lata 1643 - 1650.



tak mógł wyglądać Jedlinski pałac
Jan Nepomucen


Krzyż morowy upamiętniający zmarłych na tyfus mieszkańców Jedliny
Wracamy kawałek - bo skoro nie idzie przez las, to może wzdłuż lasu? A jak chcę popatrzeć z mostku na Pszczynkę i nie mam ochoty jechać drogą. Tułamy się opłotkami, ścieżynkami, tak od mostku do mostku. Dopiero wpadłam na to jak mój region obfituje w mosteczki, mostki. Gdziekolwiek pojadę przekraczam to Wisłę, to Przemszę, Mleczną, Gostyń, albo Sołę. Czasami są to mosty jak tu nad Wisłą - z wyrwanymi przęsłami, pośród pól i łąk. Mogłabym się tu poobijać, ale Krisowi gdzieś się śpieszy i już zniknął za zakrętem. Faceci tak mają.

Jedlińskie łowiska




prawie jak na księżycu
Przez stary most na Wiśle mało kto się przeprawia - niewielu już o nim pamięta, ale ścieżka widać rozjeżdżana przez quady, na szczęście jest przejezdna. Ostatnio było sucho i teoretycznie da się przejechać, choć dla mnie to już za wiele - kręgosłup mi się od nerek odbija i wolę od czasu do czasu przeprowadzić rower niż nabawić się bólu odsiodołkowego.


most przez Wisłę
Jak już pisałam Brzeszcze mamy już obcykane. Wciąż jednak nie odnaleźliśmy intrygującego nas miejsca. Zapewne jest niezwykle ukryte - toteż większa będzie satysfakcja, kiedy je w końcu odnajdziemy. Jestem podekscytowana, wydaje mi się że tym razem byliśmy niezwykle blisko.
Zostawimy ten temat do jesieni, wtedy gdy z drzew opadną liście, a trawy zaczną się kłonić - łatwiej będzie się przedzierać przez gęstwinę, która latem parzy, czepia się i chwyta gdzie popadnie.
krzyż niedawno został wyremontowany. Zachowano fragment oryginalnego zapisu






słupek graniczny z inicjałami Stefana Habsburga
Jak już wróciliśmy do punktu wyjścia, po raz kolejny bez rezultatu - powiedziałam że skoro tu jesteśmy to chcę podjechać do kapliczki Anny Samotrzeciej. I tu po raz kolejny Brzeszcze mnie zadziwiły - jeden z najbardziej ciekawych krzyży przydrożnych został również niedawno pięknie odnowiony. Krzyż z r 1844 stoi na miejscu dawnego pręgierza  - zachwyca starannym i bogatym wykonaniem w piaskowcu  figury św Anny, w zdobionym płaszczu, trzymającej w ramionach małą Marię i dzieciątko Jezus. Czyż nie jest przepiękny? Uwielbiam takie perełki. Krisowi też się podoba.
Brzeszcze uzyskują ode mnie kolejnego +
Ale tego że nikt tu mi nie umie powiedzieć gdzie są Kramary i Kramarki - nie wybaczę ;)
krzyż Anny Samotrzeć

Kierujemy się na nasze mosty i mosteczki. Dzień jest piękny pogodny - marzy nam się gdzieś usiąść, napić się czegoś zimnego. Brakuje tu takiego miejsca, na pewno przyczyniło by się do rozwoju turystyki w okolicy - bowiem okoliczne stawy, piękno przyrody i nowo powstające ścieżki rowerowe sprzyjają temu bardzo. Ale człowiek nie wielbłąd - napić się musi.
Dopiero w Bojszowach kojarzę pierwszą "knajpkę" Saloon Texas to miejsce kultowe na mapie śląska, z tradycją. Dla będących w okolicy Texas był przystankiem obowiązkowym, wprowadzającym w klimat filmów Józefa Kłyka - pochodzącego z Bojszów filmowca amatora, kręcącego filmy o dzikim zachodzie. 
Tym razem z dzikiego zachodu nici - brama Saloonu zamknięta, na stałe. Czyżby kolejny ciekawy lokal zniknął z mapy? A może to tylko przejściowe problemy? Tak było niedawno z będącym nieopodal Grofem. Obecnie dworek Grof oferuje obiady, imprezy, ogniska, jazdę konną i wypoczynek w przyjemnym zielonym miejscu. I tu się zatrzymujemy. Wspominam jak przyjeżdżaliśmy tu naszym pierwszym samochodem - jakieś dwadzieścia parę lat temu. Później jakiś czas był zaniedbany i zamknięty. Obecnie znów tętni życiem, w stawach pływają ryby, a po obejściu biegają konie.
goździk polny

Pszczynka

Nieczynny saloon Texas

Konie w Grofie

Mysza w Bojszowach
 Coś zbyt parno się robi. Chyba będzie trzeba uciekać przed burzą. Gdzieś w oddali cicho pomrukuje niebo. Niby daleko - ale z tymi burzami to różnie bywa. Lepiej więc będzie jechać na skróty. A ta ścieżka przy torach to dokąd prowadzi? No a jakże, ciekawość zawiodła nas w pole - w tym przypadku piękną nieprzejezdną łąkę. Na szczęście w oddali widać wał Pszczynki, a wałem to już luzik, co się będziemy poddawać skoro Kris już tam stoi. Burza wisi nam na plecach gdy pędzimy jak szaleni w stronę domu. Gdybym brała udział w maratonie - wystarczy puścić przez głośniki odgłos burzy, a jestem pierwsza na mecie. I nawet by mi przez myśl nie przyszło jakieś problemy z oddychaniem, niewydolność, czy astma. Wystarczy że gdzieś gruchnie w pobliżu, a wydolność moich płuc wzrasta 300%. Tuż przed domem dogania nas ulewa - tak wystarczająco żeby zmoknąć doszczętnie.
przez łąki na skróty



nadchodzi burza



No i zapomniałam wspomnieć że pojawiły się w tej opowieści dwie urocze myszy. Ojcem myszy jest Franek z Rudy Śląskiej - a spotkać je można w nieomal każdym mieście śląska, a również poza granicami. Mysza uśmiecha się do nas z wielu wiaduktów, zaniedbanych osiedli i mostów, czasem dzieli się ciekawymi sentencjami. Kto jeszcze nie spotkał myszy - ten gapa.

W opisie Jedlińskiego dworu korzystałam z broszury wydanej przez Bojszowy: Alojzy Lysko, Roman Nyga "Park zamkowy w Jedlinie"

Termin: 16.06.2019
Trasa: Bieruń - Jedlina - Bojszowy - Harmęże - Brzeszcze - Wola - Jedlina - Bojszowy - Bieruń (ok 55 km)

czwartek, 20 czerwca 2019

Śladami Setnika - spacer z muzeum w Bieruniu

Dzisiaj dla odmiany nie będzie opisu wycieczki rowerowej. Dzisiaj tekst dla ciekawych i cierpliwych. O krzyżach przydrożnych. Jest ich w naszym otoczeniu na tyle, że z opatrzenia nie zwracamy na nie uwagi. Przyznam że też nie nazbyt. Owszem, czasem robiąc relację z wycieczki, przemycam jeden, dwa... przy jednych się zachwycę, inne mijam nie okazując zainteresowania.
Teraz się to zmieni. Po sobotnim pierwszym spacerze z Muzeum w Bieruniu który prowadziła pani dr Maria Lipok- Bierwiaczonek wieloletnia dyrektor Muzeum Tyskiego oraz autorka książek o Śląskich kapliczkach - jestem w stanie mniej więcej ustalić okres powstania krzyża.
Pierwszy spacer rozpoczął się w okolicach mojego zamieszkania -  stąd właśnie nie było potrzeby nawet wyjmować roweru Spotkał nas wtedy olbrzymi zawód, zaczęło niemiłosiernie lać i decyzją większości spacer został odwołany i przeniesiony na inny termin. Po raz drugi spotkaliśmy się pod Sanktuarium św Walentego. I tym razem z nieba lało - ale żarem. Niemiłosierny upał sprawił, że przyszło kilku najwytrwalszych lokalnych odkrywców . I dzięki temu, było to bardzo owocne spotkanie, każdy mógł wymienić się opinią, zadać pytanie, swobodnie zrobić zdjęcie.
Spacer rozpoczeliśmy od najstarszego obiektu w mieście - bogato zdobiony, wysmukły krzyż powstał w roku 1807 i oprócz ukrzyżowanego Jezusa przedstawia postaci Matki Boskiej, Jana Ewangelisty i Setnika. I o ile te dwie pierwsze postaci są rozpoznawalne - to dotychczas nie wiedziałam kim jest facet w kapeluszu.




Facet w kapeluszu pojawia się i na drugim zwiedzanym obiekcie. Ten krzyż, znajdujący się przy ulicy Krakowskiej posiada jeszcze zachowaną kolorystykę. Farba już się łuszczy i przydała by się ręka konserwatora, ja jednak obawiam się że wtenczas kolory znikną na rzecz szarości. Po raz kolejny powtarzam, że mi w sztuce sakralnej odpowiadają kolory i lubię najbardziej te krzyże pstrokate, obwieszone barwnymi wstęgami i kwiatami. Owszem - jest to czasem takie "jarmarczne", ale jednocześnie żywe, nawiązujące do kolorowego folkloru tamtych czasów. Obecnie wszystko jest szare, ponure i betonowe i takie do siebie podobne.
Te dwa krzyże wyszły spod ręki jednego mistrza, dzieli je od siebie kilka lat, łączy podobny sposób wykonania i układ postaci. Nawet przy stopach Jezusa klęczy Maria Magdalena o pięknie wyrzeźbionych stopach.
Wiem już, że te starsze krzyże charakteryzują postaci o zaburzonych proporcjach - dużych dłoniach i głowach, niewysokich posturach. Im młodszy krzyż - tym smuklejsze są wyobrażone na nim postacie.




Dalej udajemy się Bieruńską groblą w stronę następnego krzyża. Już na pierwszy rzut oka widać że dzieli go od poprzednich pół wieku. Jest smuklejszy i prostszy od poprzednich, na cokole widnieje tylko jedna figura Matki Boskiej, a Jezus nie stanowi całości z krzyżem, został wyrzeźbiony osobno.
Dyskutujemy o historii tablic fundacyjnych, które pisane w łamanej polszczyźnie za czasów okupacji były wykuwane i zastąpione tablicami w języku niemieckim. Po wojnie niektóre wróciły na swoje miejsce, po innych została "szaranagajama" W tym przypadku Iakob Menderla z Czarnuchowitz uprasza o łaskawe westchnienie.
Wcześniej krzyż był zwrócony w innym kierunku - kto wie, może wmalowywał się w krajobraz wielkiego stawu Bieruńskiego




Z uwagi na panujący upał i fakt że nie wiadomo kiedy zleciało 1,5 godziny - wycieczka zostaje zakończona. Ale ja ruszam dalej. Wiedzie mnie ciekawość. W końcu trzy krzyże mam tak blisko zlokalizowane od miejsca mojego zamieszkania że z przyzwyczajenia mijam je prawie nie zwracając uwagi. Teraz już wiem. Kolejny z krzyży, wyodrębniony z terenu pobliskiego zakładu stoi w cieniu brzozy. Brzoza to drzewo odpowiednie dla kamienia, często również są to lipy, lub kasztany - drzewa kwitnące, zapraszające w swoje objęcia owady. W współczesnych czasach przyszła moda na obsadzanie zabytków tujami które są szkodliwe dla kamienia, zabierają światło i trzymają wilgoć.
Tutaj już widać nawiązanie do poprzednie zobaczonych kapliczek, bogato zdobione cokoły, jednak zamiast postaci apostoła i Setnika wyobrażenia patronów fundatorów - musieli za zapewne sypnąć groszem :D



Kolejny krzyż przy ul Marcina jest już nieco skromniejszy, zaopatrzony jedynie w figurę Matki Boskiej , również pochodzi prawdopodobnie z przełomu XVIII i XIX w. Jeszcze niedawno przedstawiał obraz nędzy i rozpaczy - obecnie odnowiony i otoczony balaską. Niestety, jak wszystkie odnowione - w naturalnym  kolorze piaskowca, wciśnięty pomiędzy szare domy przy szarej ulicy jest nieomal niezauważalny.
Nieopodal, przy tej samej ulicy Marcina znajduje się jeden z moich ulubionych. I mimo że sposób "malowania" nie do końca mi odpowiada, to wesołe kolory nadają mu takiego ogólnego przyjemnego w odbiorze folkloru. Oczywiście  świadomość o niszczącym wpływie farb olejnych na kamień jest wśród ludności niska - każdy dba jak może. W tym przypadku ktoś z okolicznych mieszkańców dba o krzyż i obejście, a także o ustawione na postawionym przed krzyżem stoliku nie zabrakło świeżych kwiatów. Obiekt pochodzi z 1861 r. jednak stylistyka jest bardzo zbliżona do tych najstarszych. Proporcje postaci są już jednak nieco lepiej zachowane.


Na styku Wygorzela i Jaroszowic kolejny przykład sztuki naszego lokalnego mistrza z początków XIXw. Czasami mijam go w drodze do pracy. I tutaj wraca wyobrażenie znanego już nam Setnika - tym razem już nie w kapeluszu, a w turbanie. I tutaj oryginalny napis fundatorów pokryła tablica w języku niemieckim. Krzyż okala murek który posłużył wzorem do utworzenia takiego samego przy ulicy Marcina który opisywałam wyżej.



Dużo młodszy krzyż, z zachowanym jednak elementem  zdobionego grzymsu z rozetkami spotkać możemy na wyjeździe z Bierunia do Lędzin. potocznie mawiamy o nim odwrócony - bo pierwotnie był zwrócony tyłem do ulicy. Na cokole pięknie wykonana figura Matki Boskiej z twarzy której można wyczytać autentyczne cierpienie.


I na koniec perełka - zupełnie inny, pięknie zdobiony zagubiony w polach krzyż z początku XXw. Pięknie zdobiony, z figurą Matki Boskiej o prawidłowych proporcjach osadzoną w wnęce i zachowanym polskim napisem. Z tym krzyżem było trochę zachodu - bowiem odnalezienie go stanowi nie lada problem, nawet dla osób które wiedzą gdzie stoi. Naprawdę warto odbyć takie poszukiwania. Nie wspominając już o tym że dla takiej pary poszukiwaczy jak my - im coś bardziej ukryte, tym większa satysfakcja z odnalezienia. Kto nie ma ochoty na zmasowany atak komarów, pokłucie przez pokrzywy i osty - to nieomal identyczny krzyż możemy obejrzeć przy ul Warszawskiej. Ten jednak uważam należy uratować przed zapomnieniem i choć ogólnie nie popieram przenoszenia zabytków, w niektórych przypadkach jest to nieomal konieczność.



a tak wyglądało nasze poszukiwanie zagubionego krzyża - z jednej strony otoczonego paletami z zakładu który powoli go pochłania, a z drugiej wysokimi trawami

Trochę rozpisałam się w tym temacie, jednak uważam że warto zatrzymać się przy tym elemencie naszego śląskiego krajobrazu, jakim jest krzyż przydrożny. Niezależnie od tego czy jest się osobą głęboko wierzącą, czy nie wierzącą wcale - bliskie powinno nam być dbanie o elementy naszej lokalnej kultury i spuścizny naszych przodków. Cieszy mnie gdy gminy dbają, oddają do renowacji, a jeszcze bardziej kiedy lokalna ludność dba i ustraja w kwiaty, wstążki - tak jak niegdyś bywało.

Wspomagałam się stroną Górnośląskie kapliczki i krzyże
Za ciekawy spacer historyczny podziękowania kieruję do pani dyrektor muzeum w Bieruniu Agnieszce Szymula, oraz pani dr.Marii Lipok- Bierwiaczonek