Dzisiaj dla odmiany nie będzie opisu wycieczki rowerowej. Dzisiaj tekst dla ciekawych i cierpliwych. O krzyżach przydrożnych. Jest ich w naszym otoczeniu na tyle, że z opatrzenia nie zwracamy na nie uwagi. Przyznam że też nie nazbyt. Owszem, czasem robiąc relację z wycieczki, przemycam jeden, dwa... przy jednych się zachwycę, inne mijam nie okazując zainteresowania.
Teraz się to zmieni. Po sobotnim pierwszym spacerze z Muzeum w Bieruniu który prowadziła pani dr Maria Lipok- Bierwiaczonek wieloletnia dyrektor Muzeum Tyskiego oraz autorka książek o Śląskich kapliczkach - jestem w stanie mniej więcej ustalić okres powstania krzyża.
Pierwszy spacer rozpoczął się w okolicach mojego zamieszkania - stąd właśnie nie było potrzeby nawet wyjmować roweru Spotkał nas wtedy olbrzymi zawód, zaczęło niemiłosiernie lać i decyzją większości spacer został odwołany i przeniesiony na inny termin. Po raz drugi spotkaliśmy się pod Sanktuarium św Walentego. I tym razem z nieba lało - ale żarem. Niemiłosierny upał sprawił, że przyszło kilku najwytrwalszych lokalnych odkrywców . I dzięki temu, było to bardzo owocne spotkanie, każdy mógł wymienić się opinią, zadać pytanie, swobodnie zrobić zdjęcie.
Spacer rozpoczeliśmy od najstarszego obiektu w mieście - bogato zdobiony, wysmukły krzyż powstał w roku 1807 i oprócz ukrzyżowanego Jezusa przedstawia postaci Matki Boskiej, Jana Ewangelisty i Setnika. I o ile te dwie pierwsze postaci są rozpoznawalne - to dotychczas nie wiedziałam kim jest facet w kapeluszu.
Facet w kapeluszu pojawia się i na drugim zwiedzanym obiekcie. Ten krzyż, znajdujący się przy ulicy Krakowskiej posiada jeszcze zachowaną kolorystykę. Farba już się łuszczy i przydała by się ręka konserwatora, ja jednak obawiam się że wtenczas kolory znikną na rzecz szarości. Po raz kolejny powtarzam, że mi w sztuce sakralnej odpowiadają kolory i lubię najbardziej te krzyże pstrokate, obwieszone barwnymi wstęgami i kwiatami. Owszem - jest to czasem takie "jarmarczne", ale jednocześnie żywe, nawiązujące do kolorowego folkloru tamtych czasów. Obecnie wszystko jest szare, ponure i betonowe i takie do siebie podobne.
Te dwa krzyże wyszły spod ręki jednego mistrza, dzieli je od siebie kilka lat, łączy podobny sposób wykonania i układ postaci. Nawet przy stopach Jezusa klęczy Maria Magdalena o pięknie wyrzeźbionych stopach.
Wiem już, że te starsze krzyże charakteryzują postaci o zaburzonych proporcjach - dużych dłoniach i głowach, niewysokich posturach. Im młodszy krzyż - tym smuklejsze są wyobrażone na nim postacie.
Dalej udajemy się Bieruńską groblą w stronę następnego krzyża. Już na pierwszy rzut oka widać że dzieli go od poprzednich pół wieku. Jest smuklejszy i prostszy od poprzednich, na cokole widnieje tylko jedna figura Matki Boskiej, a Jezus nie stanowi całości z krzyżem, został wyrzeźbiony osobno.
Dyskutujemy o historii tablic fundacyjnych, które pisane w łamanej polszczyźnie za czasów okupacji były wykuwane i zastąpione tablicami w języku niemieckim. Po wojnie niektóre wróciły na swoje miejsce, po innych została "szaranagajama" W tym przypadku Iakob Menderla z Czarnuchowitz uprasza o łaskawe westchnienie.
Wcześniej krzyż był zwrócony w innym kierunku - kto wie, może wmalowywał się w krajobraz wielkiego stawu Bieruńskiego
Z uwagi na panujący upał i fakt że nie wiadomo kiedy zleciało 1,5 godziny - wycieczka zostaje zakończona. Ale ja ruszam dalej. Wiedzie mnie ciekawość. W końcu trzy krzyże mam tak blisko zlokalizowane od miejsca mojego zamieszkania że z przyzwyczajenia mijam je prawie nie zwracając uwagi. Teraz już wiem. Kolejny z krzyży, wyodrębniony z terenu pobliskiego zakładu stoi w cieniu brzozy. Brzoza to drzewo odpowiednie dla kamienia, często również są to lipy, lub kasztany - drzewa kwitnące, zapraszające w swoje objęcia owady. W współczesnych czasach przyszła moda na obsadzanie zabytków tujami które są szkodliwe dla kamienia, zabierają światło i trzymają wilgoć.
Tutaj już widać nawiązanie do poprzednie zobaczonych kapliczek, bogato zdobione cokoły, jednak zamiast postaci apostoła i Setnika wyobrażenia patronów fundatorów - musieli za zapewne sypnąć groszem :D
Kolejny krzyż przy ul Marcina jest już nieco skromniejszy, zaopatrzony jedynie w figurę Matki Boskiej , również pochodzi prawdopodobnie z przełomu XVIII i XIX w. Jeszcze niedawno przedstawiał obraz nędzy i rozpaczy - obecnie odnowiony i otoczony balaską. Niestety, jak wszystkie odnowione - w naturalnym kolorze piaskowca, wciśnięty pomiędzy szare domy przy szarej ulicy jest nieomal niezauważalny.
Nieopodal, przy tej samej ulicy Marcina znajduje się jeden z moich ulubionych. I mimo że sposób "malowania" nie do końca mi odpowiada, to wesołe kolory nadają mu takiego ogólnego przyjemnego w odbiorze folkloru. Oczywiście świadomość o niszczącym wpływie farb olejnych na kamień jest wśród ludności niska - każdy dba jak może. W tym przypadku ktoś z okolicznych mieszkańców dba o krzyż i obejście, a także o ustawione na postawionym przed krzyżem stoliku nie zabrakło świeżych kwiatów. Obiekt pochodzi z 1861 r. jednak stylistyka jest bardzo zbliżona do tych najstarszych. Proporcje postaci są już jednak nieco lepiej zachowane.
Na styku Wygorzela i Jaroszowic kolejny przykład sztuki naszego lokalnego mistrza z początków XIXw. Czasami mijam go w drodze do pracy. I tutaj wraca wyobrażenie znanego już nam Setnika - tym razem już nie w kapeluszu, a w turbanie. I tutaj oryginalny napis fundatorów pokryła tablica w języku niemieckim. Krzyż okala murek który posłużył wzorem do utworzenia takiego samego przy ulicy Marcina który opisywałam wyżej.
Dużo młodszy krzyż, z zachowanym jednak elementem zdobionego grzymsu z rozetkami spotkać możemy na wyjeździe z Bierunia do Lędzin. potocznie mawiamy o nim odwrócony - bo pierwotnie był zwrócony tyłem do ulicy. Na cokole pięknie wykonana figura Matki Boskiej z twarzy której można wyczytać autentyczne cierpienie.
I na koniec perełka - zupełnie inny, pięknie zdobiony zagubiony w polach krzyż z początku XXw. Pięknie zdobiony, z figurą Matki Boskiej o prawidłowych proporcjach osadzoną w wnęce i zachowanym polskim napisem. Z tym krzyżem było trochę zachodu - bowiem odnalezienie go stanowi nie lada problem, nawet dla osób które wiedzą gdzie stoi. Naprawdę warto odbyć takie poszukiwania. Nie wspominając już o tym że dla takiej pary poszukiwaczy jak my - im coś bardziej ukryte, tym większa satysfakcja z odnalezienia. Kto nie ma ochoty na zmasowany atak komarów, pokłucie przez pokrzywy i osty - to nieomal identyczny krzyż możemy obejrzeć przy ul Warszawskiej. Ten jednak uważam należy uratować przed zapomnieniem i choć ogólnie nie popieram przenoszenia zabytków, w niektórych przypadkach jest to nieomal konieczność.
a tak wyglądało nasze poszukiwanie zagubionego krzyża - z jednej strony otoczonego paletami z zakładu który powoli go pochłania, a z drugiej wysokimi trawami
Trochę rozpisałam się w tym temacie, jednak uważam że warto zatrzymać się przy tym elemencie naszego śląskiego krajobrazu, jakim jest krzyż przydrożny. Niezależnie od tego czy jest się osobą głęboko wierzącą, czy nie wierzącą wcale - bliskie powinno nam być dbanie o elementy naszej lokalnej kultury i spuścizny naszych przodków. Cieszy mnie gdy gminy dbają, oddają do renowacji, a jeszcze bardziej kiedy lokalna ludność dba i ustraja w kwiaty, wstążki - tak jak niegdyś bywało.
Wspomagałam się stroną
Górnośląskie kapliczki i krzyże
Za ciekawy spacer historyczny podziękowania kieruję do pani dyrektor muzeum w Bieruniu Agnieszce Szymula, oraz pani dr.Marii Lipok- Bierwiaczonek