poniedziałek, 22 kwietnia 2019

Ruda wybiera się w Rudy

Historia lubi się powtarzać. Jak powtarzają się moje wyjazdy do Rybnika. Obserwuję zatem to miasto, czasami z siodełka rowerowego - kiedy tylko uda mi się rower przemycić to 50 km (a niestety ostatnio jest z tym ciężko) to przynajmniej powrót sobie mogę zafundować. Cechą złą moich Rybnickich szkoleń jest to - że zaczynają się o 8.00 rano i kończą o 15.00, dodatkowo niestety zazwyczaj wypadają w okresie jesiennym, gdy dzień jest krótki, często deszczowy.
Tym razem wpadł kwiecień - patrzę zatem na rozkład kolejowy i co widzę? Przed Rybnikiem trwają jakieś prace, w związku z czym trzeba jechać z Tych do Katowic, z Katowic do Jaśkowic i z Jaśkowic do Rybnika zastępczą. Niech to gwint... gdyby choć z tej mojej wsi szło do Katowic dojechać, ale na to nie wiem czy moje dzieci doczekają. Prędzej wtedy będę z starczą laseczką podróżować niż z rowerem. Przynajmniej to będzie mniej stresujące, niż odwieczny dylemat - jak wnieść objuczony sakwami rower do "kibla" ,czy jak go na ten hak odwiesić, co by wszystko nie wyleciało i nie turlało się przez cały przedział. Wstać o 3.00 i jechać po ciemku przez las - też opcja taka sobie. Raz próbowałam - skróty przed Orzeszem wspominam po dziś.
Z pomocą przyszedł mi mąż, który nie tylko podrzucił pół drogi, dokonał przeglądu i kupił kawę na drogę - również nie wyrzucił mnie z domu gdy powiedziałam że na noc zostaję u Soni i na dwa dni przed świętami zostawiam mu na głowie dom, pranie, brudne okna i zmierzłe dzieci, a ja sobie będę bujać po lesie.
Dzień pierwszy - w końcu na Rudy. Od dawna intrygowały mnie książęce kamienie w tamtejszych lasach i żałowałam że tak daleko są te Rudy, za daleko by w jeden dzień udać się tam i z powrotem - dlatego kombinowałam nad noclegiem gdzieś w okolicy zalewu Rybnickiego. Wystarczyło by jakieś pole namiotowe, camping. Niestety nic takiego - za to jedna z moich szkoleniowych koleżanek zaproponowała mi nocleg u siebie. Z wszelkimi wygodami - prysznic, śniadanie, te sprawy. W dodatku mieszka w wyśmienitym miejscu wypadowym na Rudy.
Szkoda że wyskoczyć mogłam dopiero po szkoleniu. Siedziałam podekscytowana, spoglądając co rusz na zegarek, a czas upływał. Z tego radosnego uniesienia zapomniałam jak zwykle o posiadaniu przewodu pokarmowego i zależności pomiędzy jedzeniem a energią, co odczułam dopiero w Rudach.
Muszę przyznać że przez Rybnik jeździ się fajnie, dużo tu nowych ścieżek rowerowych, a większość kierowców zna pojęcie "kultura osobista" i nie trzeba czekać na skrzyżowaniu aż długa siwa broda urośnie, na litość pana. Gładko wraz z biegiem Nacyny wpadłam do morza Rybnickiego, by wzdłuż rozkołysanego popołudniowym wiatrem brzegu ruszyć ku terenom nieznanym.
Rynek w Rybniku już świątecznie

Nepomucen na Rybnickim rynku

Kapliczka Bądź pozdrowiona

Kapliczka nad Niacyną

Elektrownia Rybnik
No więc ruszam.. podekscytowana. Bo w końcu w nieznane, bez mijania znajomych krajobrazów, bez nawijania nudnych, tak zwanych pustych kilometrów, nad czym zawsze nie omieszkam napomnieć w swoich postach - jak to mi źle i nieszczęśliwie.
Teraz przepełnia mnie szczęście - mam nowy niebieski dzwonek, kurtkę przeciwdeszczową i jadę w miejsca gdzie mnie jeszcze nie było. I nie jest w stanie mi zepsuć tego ni wiatr od przeciwnej, ni nadciągające bure niebo.
Oznakowanie jest wyśmienite, nie ma kluczenia, niespodzianek więc chwila moment i już jestem na zabytkowej stacji kolejki wąskotorowej w Rudach. W okresie letnim kursuje tu kolejka, można zakupić bilety, zorganizować imprezę i pooglądać stare wąskotorówki. Ciekawe miejsce. Ja troszkę pozwiedzałam i ruszyłam w dalszą drogę. Pomyślałam tylko  -  szkoda że nie zabrałam mojej książeczki PTTK - była by pieczątka.









W Rudach daje znać o sobie moja nieodpowiedzialność żywieniowa - zamiast zjeść coś jeszcze na Rybnickim rynku, rzuciłam się w ramiona przygody naiwnie myśląc że do zjedzenia zawsze coś się znajdzie. Niestety jeszcze nie nauczyłam się polować, więc musiałam się zadowolić kupioną w pobliskim sklepie sałatką zjedzoną na parkowej ławce. W Restauracji cysterskiej propozycje obiadowe wydały mi się zbyt wykwintne,  ponadto nie mam w naturze trwonić pieniędzy i czasu gdy wzywa mnie las. Pobieżnie zatem zwiedzam cysterski pałac, zaglądam do Sanktuarium Matki Boskiej Pokornej i ruszam w dalszą drogę.






Najbardziej ekscytująca część wyprawy zaczyna się tutaj. Już na skraju ścieżki dostrzegam pierwszy kamień - pozdrowienie myśliwskie "Darz Bór". Niestety spodziewałam się czegoś bardziej doskonałego chyba, bo kamień wygląda jakby ktoś go obmalował od niechcenia farbą. Pochodzi jednak z lat 20 XX w. więc już trochę jak widać sobie stoi.
A potem zaczyna być tylko ciekawiej. Moja podróż zaczyna nieco przypominać zabawę w podchody, ale szukanie w leśnej knieji obiektów jest fascynującym zajęciem. przynajmniej dla mnie.
Wiosenny las jest ponętny, choć to jeszcze nie jest ta zieleń od której bolą potem oczy - jednak ze zdjęciami próbuję się zdyscyplinować by nie zatrzymywać się nazbyt często. Na szczęście na borówki jeszcze za wcześnie - na bank nie wyszła bym z lasu przed północą

kamień Darz Bór Stanisława Wyrwińskiego




droga na Dziewicze Groby - miejsce gdzie według legendy zostały bestialsko zamordowane trzy dziewczęta które odrzuciły zaloty rzeźnika i jego kompanów

Zielona Klasa - wiata wybudowana w 2003 r na podwalinach istniejącej niegdyś w tym miejscu chaty. Odbywają się w tym miejscu zajęcia edukacji leśnej

Ławka zakochanych

kamień królik

tak się mijamy z główną ścieżką - wyskakuję to na prawo, to na lewo

no i znajomy szlak św Jakuba z którym mijam się coraz częściej

spalony las - uroczysko utworzone po pożarze lasu który strawił dużą połać lasu w tym rejonie. Tablice informacyjnie pokazują jak odradza się las po pożarze.
I w końcu sławna Magdalenka - również cel mojej wycieczki. Nieraz widywałam ją na grupach rowerowych i bardzo chciałam zobaczyć w końcu to miejsce magiczne, otoczone czcią i lasem. Podobno pochodzi z roku 1784. Może być jeszcze starsza, gdyż z jej powstaniem wiąże się wiele lokalnych legend z różnych czasów. Według jednej z nich opowiada o córce księcia Hercoga która zagubiła się w lesie podczas polowania i w modlitwie błagając o wybawienie obiecała wystawić w tym miejscu kapliczkę. Następnego dnia została odnaleziona przez szczęśliwego ojca, który z radości spełnił życzenie ukochanej córki. Inna mówi o Pani z Sławięcickiego zamku, noszącej imię Marii Magdaleny, która wystawiła kapliczkę jako zadośćuczynienie za straszne grzechy.
Faktem natomiast jest że ta kryta gontem kapliczka jest po dziś dzień czczona i odwiedzana przez okoliczną ludność, a mimo wielu pożarów w okolicy - nawet gdy ogień podchodził tuż pod drewniany dach - cudem ocalała i cieszy nietypowym widokiem oczy przejezdnych miłośników przyrody, tradycji i historii.


właściwie kapliczka okazuje się być małym domkową budowlą której ktoś dodał drewnianą przybudówkę, dach i ołtarz
trzy krzyże są dziełem raczej marnego artysty - który jednak przysłużył się historii tego miejsca bardziej niż najlepsi malarze świata których dzieła wiszą zamknięte w po muzeach
I teraz błogosławię aplikację na telefonie, bo mimo że większość kamieni leży przy drodze, to mapy postanowiły zwodzić mnie jakimiś okrężnymi drogami, uparcie twierdząc że do miejsca które mnie interesuje nie da się dojechać bez krążenia po całym lesie. Mnie jednak nie tak łatwo zwieść. Lata praktyki...
Oczywiście że jak mi się skończy przypadkiem bateria w telefonie to wpadam w histerię, pomimo tego, że zawsze jeżdżę zaopatrzona również w mapę papierową, powerbank i masę różnych kabelków. No cóż, po lasach Pszczyńskich mogę sobie się bujać na chojraka - bo to zawsze koło domu i gdziekolwiek wyjadę, to zawsze za którymś razem trafię do domu. Natomiast gdzieś tam w lesie, daleko od domu zawsze ten element niepokoju. Ale zaryzykujmy - na skróty.
Kto nie ryzykuje - kamieni nie znajduje.

taki piękny szlak, ach tak...

I stop...kamień książęcy z wyrytą datą. Nie napisali jednak co się wydarzyło wtedy

kamień niedźwiedź  - w tym miejscu zastrzelony został ostatni niedźwiedź lasów Rudzkich ( moim zdaniem nie ma się czym chwalić)

krzyż z 1927r upamiętniający nieszczęśliwy wypadek w którym zginął  furman wzięty zastrzelony podczas polowania przez księcia który wziął go za dzika z powodu ciemnego kożucha którym nieszczęśnik był okryty

kamień Dzik - miejsce upolowania ogromnego dzika przez księcia Raciborskiego
Wyjeżdżając z Rud kieruję się w inną stronę, żeby nie powtarzać trasy i ryzykuję na jeszcze jeden "skok w bok" Aplikacja podpowiada że to będzie tak około pół godzinki, niestety ani słowa o tym że pod górkę i tu jednak las nie jest już tak przygotowany pod rowerzystów. Rozpuszczone gładkim asfaltem pośladki źle reagują na wyboiste i podsypane tłuczniem ścieżki. Ponadto słoneczko już szykuje się do pokazania mi środkowego promienia, w związku z czym zwiedzam tylko na szybko opuszczony ośrodek Dąb i po odnalezieniu jednego z trzech znajdujących się w tym rejonie kamieni oddaję się ulubionej dyscyplinie sportowej - czyli zjeżdżaniu z górki. Gdzieś tam w lesie jakieś krzyki, na górce usypanej przed uroczyskiem Dąb jakaś wesoła grupka młodzieży - trochę szkoda, trzeba będzie jeszcze w okolice Rud wrócić. Pozostawiam za sobą jeszcze trochę nieodkrytych miejsc, ale i mnóstwo wspomnień. W żabce kupuję czerwone wino i jadę na nocleg. Moi gospodarze już się trochę niepokoją - ale przynajmniej ten jeden, ostatni...
Miejsce wypoczynkowe BUK- kiedyś musiało tu być wspaniały ośrodek. Mam nadzieję że wrócą czasy świetności

na obiekcie są baseny, amfiteatr, miejsca na grilla, ognisko - niestety na chwilę obecną bardzo zaniedbane

I ostatni z znalezionych kamieni - również pozdrowienie myśliwskie
No i na tym staneło. W sumie mam pewien niedosyt, ale nie da się wa parę godzin zobaczyć tak wielkiej połaci lasów. Czau zabrakło na odwiedzenie meandrów Rudy płynącej wzdłuż drogi którą pędziłam do miejsca w którym czekali na mnie moi gospodarze, wspaniała, ciepła rodzinka.  Taka jestem wdzięczna za to przyjęcie, dzięki któremu mogłam przeżyć taką ciekawą przygodę, której część druga nastąpi wkrótce. Cała trasa wyniosła około 65 km po lasach Rudzkich

Trasa i opis dzięki aplikacji na telefon "Odkryj Rudy"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz