niedziela, 17 maja 2020

1..2..3.. próba trasy

Kris o poranku wynalazł gdzieś szlak rowerowy o nazwie Trakt Reitzensteinów i  stwierdził że to będzie bardzo ciekawa ścieżka i że pojedziemy. Rany, myślę gdzie to może być. I kim w ogóle byli ci.. no.. co nawet wypowiedzieć tego nie potrafię Reincośtamowie? Pod Jastrzębiem? Kawał drogi.
Ale Kris jest już panem w średnim wieku, a że z takimi trzeba ostrożnie, bo uparte to jak osioł - na wszelki wypadek, nie potwierdzam, nie zaprzeczam.. podpadać nie będę. Tu się wykręciłam niepewną pogodą, to znów że w pracy się nastałam, a to za późno i sensu jechać nie ma.
Aż nadeszła sobota, niestety pogoda złoto i za wcześnie wstałam. Niech to trawazielona

czerwony krzyż - tradycyjnie początek wycieczki

Wyremontowany piekarok w Studzienicach
Na trasie Piasek - Pszczyna powstała wypasiona ścieżka rowerowa. Teraz można jak sam książę - z klasą, w cieniu starych dębów pomykać w stronę zamku. Nie bardzo mogę się porozglądać, bo jak jadę w męskim towarzystwie - to trza się pilnować pleców.



Od czasu jak zwolnili nas z obostrzeń i możemy wyjść z domu - ludzie mają jakąś ogromną potrzebę tworzenia zbiorowisk, co uskuteczniają w takich miejscach jak Paprocany czy park w Pszczynie. Na szczęście o tej porze większość Polaków jest jeszcze przed pierwszą kawą, co gwarantuje nam spokojny przejazd przez park, zamek i zagrodę żubrów. W sumie to ja się nikomu nie dziwię że potrzebuje się gromadzić w tak pięknych okolicznościach przyrody. Próbowałam to przenieść za pomocą poniższych fotografii, ale wyszły jakieś bohomazy.


Tuż za zagrodą żubrów znajduje się miejsce pamięci "Trzy dęby". Dębów pod którymi w 1919r powstańcy przysięgali że walczyć będą o wolność ojczyzny już dawno nie ma, ale pozostały trzy pomniki - pamięci tych których krew przelano w tych pięknych dębowych lasach. Żołnierzy, powstańców, harcerzy.



rekonstrukcja schronu bojowego

pomnik harcerski
Zaraz za cmentarzem wojennym mijamy pole golfowe i skręcamy w leśną wąską ścieżkę.Uroczą, wąską ścieżka prowadzi nas nurt Młynówki. Jest pięknie, świeżo, śpiewająco... i tylko te k...korzenie.
To może ja poprowadzę?



Tym okolicom muszę zdecydowanie kiedyś więcej poświęcić uwagi, natomiast tuż pod zbiornikiem Łąka przesiadamy się z żółtego na trasę R4. To już taka międzynarodówka - poważna sprawa. Zawsze w tym miejscu rozważam wyjazd do Wiednia, co już ponoć jest nudne.



W Studzionce przeszłam jedną z najciekawszych nocnych tras drogi krzyżowej. Chodzenie po nocy po groblach, pomiędzy stawami w których odbija się niebo, jest zdecydowanie wyjątkowym przeżyciem, ale i rowerowo daje radę. Mamy tu do wyboru kilka interesująco brzmiących tras, wybieramy jednak tą, którą przyjechaliśmy i kierujemy się na Strumień.

krzyże pokutne pod kościołem

dworek Adelajda

Wcale nie miałam w planie pojechać do Strumienia, a jedynie namówiłam Krisa do takiej malutkiej dezerterki z obranego kierunku - bo koniecznie muszę, muszę pojechać w pewne miejsce. I nie jest to wcale osada warowna Bałogród - choć i owszem, zawsze warto rzucić okiem. Tym razem nie odwiedzamy mieszkańców osady. Jakieś zasady kwarantanny trzeba zachowywać, choć w Vw. to raczej Covid chyba nie szalał. O tym że jednak to nie wiek piąty, a tylko rekonstrukcja przypominają zaparkowane przy osadzie bryki, które nijak się nie chcą w klimat wpasować i na dodatek psują każde sensowne ujęcie.


Za to tu niedaleko zaczyna się Trakt Cesarsko-Pruski - jeden z najbardziej urzekających i ciekawych szlaków rowerowych. Ciągnie się groblą aż do Pawłowic i znaczony jest słupami granicznymi oddzielającymi niegdysiejsze ziemie Prus od Austrio-Węgier.. Długi kawał historii. Szukanie kamiennych słupków granicznych nas wciągnęło bezgranicznie, więc teren tutaj mamy raczej spenetrowany - jednak przejażdżka groblą o każdej porze roku jest bardzo przyjemna.






Niestety grobla za szybko się kończy i trzeba opuścić ten uroczy zakątek naszej ziemi. Za to spełniam życzenia ślubnego i jedziemy traktem tych całych Reitzcośtam. Po drodze zahaczamy o ich pałac, więc wypadałoby dowiedzieć się na ten temat nieco więcej - ale to następnym razem. Bo nie uda nam się dziś tego szlaku przemierzyć w całości. Ale tu jest ciekawych szlaków którymi chcielibyśmy jeszcze pojechać.


W Pawłowicach mają bardzo piękny park. Warto w nim chwilę zabawić. Zachwycam się pięknie odnowionym krzyżem przed kościołem. Większość z tych mijanych po drodze niestety nie prezentowało się zbyt dobrze, jak widać jednak da się odnowić zabytki w ten sposób by nie wpasowywały się w nasze szare otoczenie, a cieszyły kolorami.
W parku znajduje się jeden ze słupów granicznych. Jest doskonale zachowany, więc można zobaczyć z jednej strony Cesarską koronę, a z drugiej pruskiego orła.




Znowu zmieniamy trasę. Nadal jednak szlakiem rowerowym - tym razem popularną Plessówką do Mizerowa, a następnie Więźniów Oświęcimskich do Poręby.
Szlak Więźniów Oświęcimskich - to jeden z tych które czekają na realizację. Miałam kiedyś plany, by przejechać nim do samego Wodzisławia w styczniu. Na pewno kiedyś go zrobię - natomiast na pewno nie będzie to styczeń.


To bardzo malowniczy szlak - ciągnący się polami, łąkami... aż trudno uwierzyć że okupiony ogromnym cierpieniem i krwią umierających po drodze wieźniów




Pałac w Porębie - niegdyś książęca Bażantarnia. Czas nie ujął mu  ni uroku, ni specyficznego klimatu domku na uboczu. Księżna urządzała tu kwiatowe spotkania podczas których dworek zatopiony był w kwiatach i dźwiękach fortepianu. Obecnie koncerty fortepianowe rozbrzmiewają nadal - mam nadzieję że wkrótce znów to urocze miejsce będzie otwarte.
No cóż... każda wycieczka kiedyś się kończy.  Pozostawione w domu dzieci nie mogą rodziców znać jedynie ze zdjęć - zatem wypada się w domu pojawić na jakiś obiad. Dużo jeszcze by opowiadać, ale to trzeba wrócić i pojechać dalej. Przed siebie... tam gdzie prowadzi ścieżka.


Trasa: Bieruń -Piasek- Pszczyna - Łąka - Studzionka - Strumień - Pawłowice - Mizerów - Brzeźce - Poręba - Piasek - Kobiór - Bieruń (100km)












piątek, 1 maja 2020

Wkoło komina

Całkiem niedawno. Tak, owszem niedawno... ale jeszcze wtedy gdy był zakaz przemieszczania się bez celu, obiecałam kilku osobom że zrobię trasę do kapliczki w Czarnuchowicach. Niby cel jest, tylko co na to władze? W sumie to wszyscy mają jakiś bardziej lub mniej naciągany cel. Musiałabym nagiąć przepisy jeszcze w kilku miejscach - przejeżdżając przez las, park i miejsca rekreacyjne. A ja się narażać nie lubię. Zatem trasa sobie leżała trochę i kwitła. A jak już się zleżała, to przepisy poluzowano i został jedynie obowiązek poruszania się w maseczkach w miejscach publicznych. Szczerze, to poza rynkiem w Bieruniu nie było takiej konieczności - mimo że ludzie po zwolnieniu z przymusowej "odsiadki" przemieszczają się jak posoleni , tworząc miejsca publiczne gdzie tylko się da - akurat na mojej trasie występowali w proporcjach znikomych i odległych.
Starujemy zatem z rynku. Gościa w chłopięcych porciętach każdy już raczej zna, zatem bez zbędnej gadki kierujemy się na kościół św Walentego


Postanowiłam cię przewlec dziś szlakiem - zatem trzymamy się trasy rowerowej koloru czerwonego. Na początek ostrzegam - to nie będzie taka sobie wycieczka pitu, pitu. Trzeba mieć w miarę sprawny rower, który nie rozsypie się na pierwszych wertepach i trochę odwagi... no, albo jak ja -  połowę trasy pchać. Na szczęście jest sucho... no może ciut za sucho. Np. tu za groblą, gdzie prowadzi nas czerwony szlak, a niegdyś znajdował się wielki staw Bieruński spłonęła ogromna połać traw i trzcin. Widok przerażający. Ale przynajmniej widać że gdzieś tam w środku tych traw jest woda. Ja zawsze twierdzę że to miejsce ma potencjał, którego nie dostrzega miasto - może teraz będzie widać?
No i samo się posprzątało. Wybacz ten kiepski żart - ale to taki trochę śmiech przez łzy. Przez samowolkę urzędujących tu wędkarzy i bazujące po krzakach grupy młodzieży wszędzie leży masa śmieci. Ktoś widocznie rzucił na to niedopałek... i sru... poszło z dymem.
Niestety, razem ze śmieciami wszelkie ptactwo wodne i inne żyjątka. A dopiero co, przez działania po drugiej stronie drogi wyprowadził się jakiś drapieżny ptaszor (widocznie się obraził za to suche drzewo) i czaple.. też sobie gdzieś poszły.

Nad wodą jednak bardziej pozytywnie - jak widać życie sobie zawsze poradzi. I moje uroczysko pozostało nienaruszone. A może i dobrze.. przynajmniej tu nikt nie dociera. A tak, jakieś śmieci jednak dotarły. Tyle to można pozbierać.

Dalej więc. Jak się wyrusza na wyprawę po pracy trzeba sobie dać spokój z wzdychaniem do księżyca nad bajorkiem i cisnąć ten wózek. Właśnie, cisnąć... bo ledwo co wyszłam z domu a już zdążyłam zbić dupę i wytarzać się w popiele. To ja sobie lepiej przez to pogorzelisko popcham, po co mi było się tam pchać.
Teraz trzeba przeskoczyć przez Turyńską. Oooo... tu trzeba sprytu i odwagi. Bo nawet jeśli nie widzisz pędzącego samochodu, to on w następnej sekundzie przejeżdża ci po plecach. Jednak przy odrobinie szczęścia uda nam się przejechać na drugą stronę. I jedziemy przez pola. Niegdyś tutaj były PGR-y. Jeszcze kilka lat temu mieszkali tu ludzie. W wyniku szkód górniczych teren regularnie zalewało - w związku z tym podjęto decyzję o przeniesieniu mieszkańców i zburzeniu osiedla. Nie jestem w stanie zrozumieć jak to z tym zalewaniem - optycznie wydaje mi się że teren znajduje się wyżej niż miasto, ale kto tam wie - mnie się często coś wydaje.
Trzeba było osuszać Wielki Staw Bieruński?
O tu na zakręcie zawsze jest ta przeklęta kałuża. Obejście jej suchą nogą jest niemal niemożliwe. A dzisiaj jest sucho. Zupełnie. To prawie niemożliwe.


Szlak zaprowadził nas do Górek. Zaraz za przejazdem kolejowym skręcamy w prawo trzymając się linii lasu. Porzucamy chwilowo szlak rowerowy i brzegiem lasu dojeżdzamy do ulicy Bogusławskiego. Krótki odcinek trzeba pokonać tą czasami ruchliwą asfaltówką, kierując się do starego kamiennego krzyża na rozstaju i następnie skręcamy w kierunku kopalni.   



Za kopalnią (a mało kto tu trafia) biegnie bardzo przyjemna, choć okresowo dosyć błotnista droga. Niegdyś znajdowały się tu gospodarstwa. Obecnie stoi tu kilka domów, ale wiele z nich nie przetrwało do dziś - świadczy o tym krzyż stojący pomiędzy słusznymi już dzisiaj dębami, a postawiony przez jednych z tutejszych gospodarzy. To już kolejny krzyż postawiony w tym miejscu. Poprzednie strawił czas.


Tutejszą drogę okalają majestatyczne dęby. Aż trudno uwierzyć że tuż obok huczą maszyny, sypie się węgiel i tętni zupełnie inny świat.


Nadaj znajdujemy się poza szlakiem. Jadąc za kopalnią nałykałam się nie tylko pyłu nawianego z hałdy węgla, jak i piachu drogi. To był naprawdę wietrzny dzień. I jeszcze rok temu mogłabym powiedzieć : "dobrze że ten rower mom bioły, bo nie widać jaki jest czorny" ale mój nowy rower jest niestety czorny i bez to przy takiej pogodzie jest siwy. Za to maseczki się sprawdzają - nad potokiem goławieckim sceneria jak z Mad Maxa - to chyba ulubiony rejon crosów i quadów. Zaraz ci powiem skąd oni tak jadą. My dojechaliśmy do leśnego rozstaju i kierujemy się w prawo - przez mostek nad potokiem Goławieckim. To bardzo przyjemna rzeczka, teren wkoło jest rozjeżdżony przez ciężki sprzęt - więc jak kto lubi ryzyko i adrenalinę to polecam - ja byłam zbyt blisko utraty zębów, by dać się skusić szaleństwu.

Jadąc przez mostek prosto trafiamy na takie ciekawe charakterystyczne drzewo nad stawem. Dzisiaj staw jest wyschnięty, ale nie ma obaw - nie da się go nie zauważyć. Ścieżka po lewej stronie pnie się na  most nad torami - dojedziemy tą drogą do Kopciowic. W Kopciowicach można zobaczyć dworek z XIXw. Nie ma szału, w dodatku jest w rękach prywatnych - ale zobaczyć zawsze warto. Dalej gdybyś chciał się udać na Smutną górę czy Dziećkowice.
Ale my nie w tym kierunku. Zapraszam cię w tą drogę w prawo. Również można nią dojechać do pewnego dworku. Obecnie jest tu znana stadnina koni na Solcu. Nie będę zagłębiać się w historię, bo trwało by to wieki, a już pół wieku piszę tego posta. Zresztą.. przed Solcem porzucamy drogę z uciążliwych płyt betonowych i na dziko przedostajemy się przez torowisko w kierunku intrygującego kopca.


I oto znajdujemy się na paciorkowcach - najbardziej ciekawym rejonie mojego miasta. Jest tu wszystko - i mokradła i stawy i drzewa i góry. Aż niewiarygodne, jak rejon przemysłowo zmieniony przez człowieka potrafi natura przygarnąć i zaopiekować. Tyle razy tu byłam i zawsze znajduję coś zaskakującego. Większość osób, które tu dotarły zaczynają wycieczkę od głównej drogi i ambitnie wjeżdzają na pierwszy, najwyższy szczyt, by zobaczyć przepiękną panoramę. Ja zapraszam cię zatem
zupełnie inną trasą. O tutaj odbija ścieżka



Zimą odbywa się w tym miejscu bieg charytatywny. Wielu biegaczy, którzy pojawili się po raz pierwszy - stwierdza że miejsce jest tak fantastyczne że będą wracać co roku. Bo jest tu pięknie o każdej porze roku. Nawet gdy wali śniegiem.
 Na grobli młodzież utworzyła trasę do wyskoków. Mam problem wepchnąć tu swoje dwa kółka, ale znajduje się jakiś młody człowiek i rzuca mi pomocną dłoń. Jeden z tych co pojawiają się w okolicy jak E.T. na tle nieba. To zdecydowanie teren dla twardych crosowców a nie podstarzałych babek na swoich różowych rowerkach. Ufff... dobrze że nie kupiłam różowego. A taki ładny był.




 Zza stawów Goldman wyjeżdżamy na drogę szybkiego ruchu do Chełmka. Niestety kawałek trzeba jechać tą drogą. Nie lubię tego, ale moje męki nie trwają zbyt długo - tuż za stacją benzynową uciekamy w ulicę Rolniczą. Zaczynają się tu bardzo przyjemne drogi, wąskie, jednocześnie mało uczęszczane - zatem bezpiecznie możemy oddawać się przyjemności. Na końcu drogi sugeruję odbić lekko z trasy. Pośród drzew widnieje malownicza ruina z czerwonej cegły. To młyn Rothera, Przynajmniej to co z niego zostało. Warto zajrzeć w to miejsce i wyobrazić sobie jak pięknie kiedyś musiało to wyglądać - wysoki dom z dobrej cegły a w dole staw i widok na Przemszę. Niestety uroku temu miejscu ujmuje dzikie wysypisko śmieci. Od tego niestety nie da się uciec. Czasem na trasie zbieram porzucone opakowania i drobne śmieci, jednak tu trzeba by wjechać taczkami.




Wracamy na Rolniczą i już teraz trzymając się szlaku rowerowego dojeżdżamy do Czarnuchowic. Można jechać drogą do centrum wsi - jednak ja sugeruję karnąć się wałami. Tutaj zaczyna się wał Przemszy, po drugiej stronie znajduje się wał Wiślany. W środku kapliczka do której dzisiaj się udajemy.




Kapliczka pod wezwaniem Matki Bożej Różańcowej, zwana również kapliczką św. Antoniego jest jedną z największych kaplic w Powiecie. Powstała w 1956r w podzięce za ocalenie życia podczas II wojny światowej i uzdrowienie z ciężkiej choroby. Podczas powodzi w 1997r kiedy wystąpiły wody obu rzek Czarnuchowice znalazły się pod wodą. Miejsce do którego sięgała wówczas woda zaznaczono na kaplicy tabliczką. Jest ona widoczna na trzecim zdjęciu, ponad moim rowerem.



Wracając  chciałam się przejechać nowo powstałą ścieżką na wałach. Wszystko super - cieszę się z każdego kawałka infrastruktury rowerowej, aż tu nagle zgrzyt. Nie wiem czy to projektant nie zauważył, czy wykonawca stwierdził że jakoś to będzie - fakt że ścieżką można dojechać do torów i to uwaga: z obu stron. Trochę jestem zaskoczona, nie powiem. Ale to nie miała być łatwa wycieczka.

Tutaj znajduje się jeden z tych mostów zwanych mostem cudów - co to niby się wjeżdża na rowerze a wyjeżdza na kole - albo odwrotnie. Ja zostaje na kole i poprowadzę cię w kolejne urocze miejsca mojego regionu. Tu za Degolówką  znów można jechać wałem, albo ścieżką. Ja zazwyczaj wybieram wał - widoki są zdecydowanie warte takiego wyboru. Ale tutaj zjeżdzamy na starowiśle. Czy nie jest pięknie?

Polami, lasami, meandrując jak Wisła wracamy na szlak który prowadzi do Bijasowic




Na arboretum nic ciekawego się nie dzieje. Z powodu pandemii zamknięte place zabaw więc nad parkiem wisi cisza. Po drugiej stronie drogi stoi krzyż pierwotnie ufundowany przez pana Bijasowickiego dworku w 1887r. pod tym krzyżem pochowano później poległych powstańców. Obecnie jest to już czwarty krzyż w tym miejscu. Mijamy go i ulicą Lipcową wspinamy się na Bijasowicką Górkę.
Bijasowicka Górka nie jest jakimś dużym wzniesieniem i wjazd na nią nie wywołuje jeszcze u mnie zawału - natomiast zjazd przez las kamienną ścieżką już mnie trochę przeraża. Dlatego że jestem tchórzem - robię to powoli. Żałuję że tym razem nie zabrałam cię na Derówkę, ale już tam parę razy byliśmy, więc będą i następne razy.

Z Bijasowickiej zjeżdża się tylko po to, by zaraz znów się pchać pod górę. Tym razem przez Chełmeczki. Spokojnie, to też taka lipna górka, nawet nie poczujesz. Szlak prowadzi tak, by się nadmiernie nie spocić podjazdem. To miejsce, jeżeli obserwowałeś moje wcześniejsze wpisy znasz już pewnie doskonale, więc zatrzymujemy się na krótki odpoczynek pod kapliczką i dalej w drogę.


Rozpędziłam się z górki gdy przypomniało mi się jeszcze jedno miejsce które chciałam ci pokazać. Ta miejscówka jest u nas od niedawna, więc koniecznie trzeba tam podjechać, bo jej historia jest wręcz fascynująca. Żeby się nie wracać porzucamy znów szlak przed mostkiem i jedziemy kolejnym wytrzęsiskiem wzdłuż torów kolejowych do ulicy Bojszowskiej. Po przejechaniu ulicy trzymając się wciąż tej samej strony torów zagłębiamy się w las. Gdy ścieżka się rozwidla odbijamy w lewo. Po chwili naszym oczom ukazuje się placek piachu pośród sosen. W styczniu tego roku, podczas badań archeologicznych odkryto tutaj szczątki amerykańskiego samolotu z II wojny światowej a pomiędzy nimi ciała rosyjskich pilotów. O całej sprawie którą Bieruń żył kilka miesięcy można znaleźć sporo informacji w internecie, natomiast artykuł od którego wszystko się zaczęło znajduje się TUTAJ



Dobra. Więc ja już będę spadać. Tą drogą przez las dojadę do mojego osiedla. Mam nadzieję że wycieczka była interesująca i zechcesz kiedyś odwiedzić te rejony. Serdecznie zapraszam :D

Trasa: Bieruń Stary - Górki - Kopciowice - Chełm Śląski - Czarnuchowice - Bijasowice - Las Gołys - Homera (około 40 km)