czwartek, 23 maja 2019

Zwiedzanie schronu


Maj obfituje w fantastyczne wydarzenia. Mam tego tyle, że na każdy dzień weekendu przypadają zazwyczaj po dwa ciekawe eventy. Właśnie - od ostatniej aktualizacji facebooka, zaprasza mnie nie na wydarzenia, a na eventy. Generalnie nie robi mi to różnicy - byle było ciekawie.Kilka słów po angielsku ogarniam, resztę się domyślam.
 Ten weekend zapoczątkowała propozycja Mikołowskiej Placówki Muzealnej - zwiedzanie schronu przeciwatomowego.
Zaczęło się nerwowo - od zgubienia kluczyka rowerowego w pracy. Zazwyczaj jako matka trójki dzieci kontroluję chaos, trzymając się oburącz rzeczywistości kiedy okoliczności tego wymagają. Czasem jednak chaos wygrywa. Dziś 1:0
I pół godziny w d... A klucze zalazłam w portfelu. Nie przypominam sobie tego epizodu. Z wiekiem przypominam sobie coraz więcej faktów z zamierzchłej przeszłości - a mniej z wczoraj. 
Jakby się dało przez Tychy przeskoczyć - było by extra. Ale psimco...się nie da. Umilam sobie zatem trasę nudną jak flaki, jakimś ciekawym objazdem i trafiam w sam środek robót drogowych. Zaczepiony robotnik drogowy twierdzi że przejdę. No i ma rację.Tylko nie wspomniał że przydały by się gumowce po kolana. Chyba że zrobił to złośliwie. Płaty z błota odlatują ze mnie przez następne pół godziny. Chaos 2:0
Chciałabym pozwiedzać Browar... tylko nadciągają jakieś nieciekawe chmury

Jeden z Tyskich pomników zagadek

graffiti przed Tyskim Browarem
Najstarsza kapliczka w Tychach


Przez Wilkowyje trasę pokonywałam tak często będąc młodą panienką, że zdaje się że znam każdy dom w okolicy. Jednak co jadę to coś się buduje nowego. Nie dziwota - okolica jest piękna i atrakcyjna. Przy okazji przebudowy drogi powstała piękna nitka ścieżki rowerowej. Ale są również stałe, niezmienne - jak sławny sklep upiora, który tak nazywaliśmy od przegapionego "p"
Dalej rozlegają się bezkresne pola i wspinająca się droga. Tu na wzgórzu lubiłyśmy z przyjaciółką przesiadywać pośród krzewów głogu i bzu. Zrywałyśmy mirabelki - które jedynie tu rosły tak dorodne. Poniżej szczytu niegdyś stał folwark Ludwigshof, zwany później Regielowcem. Przepiękne to było miejsce - z szeroką panoramą, widokiem na beskidy, pobliskimi stawami i źródłami bijącymi z wnętrza ziemi - z tych źródeł płynąca woda zasila po dziś browar książęcy. Podmokłe tereny sprawiają że ziemia jest tu żyzna, a zieleń bujna. Tutaj właśnie pod folwarkiem płk. Kiełbasa prowadził obronę ziem polskich przed najeźdźcą niemieckim w 39r. Zaciętą i bohaterską walką wojska polskie zmusiły do wycofania wroga, pomimo straty dwu wielkich przywódców. Na cześć tych zdarzeń rok rocznie odgrywa się rekonstrukcję Bitwy Wyrskiej.
Jeszcze pamiętam pozostałości wysokich murów z jasnego kamienia, po których pozostała skarpa porośnięta gęsto dziką różą. Ponoć skrywa sklepione piwnice i korytarze. Dziś tutaj wznoszą się imponujące prywatne wille. Żałuję że za wcześnie na dzikie róże - oczami wyobraźni widzę różową kaskadę kwiatów. Ciężkie  deszczowe niebo przygniata żółte pola, gdy jadę w kierunku stawów Kaśka. Nie mogę odnaleźć zwisającej nad lustrem wody brzozy. Szkoda. Pola szepcą tysiącami owadów - to takie przyjemnie uspokajające. I mam ochotę pojechać starą drogą pomiędzy kasztanami w kierunku św. Jana. Ale trochę szkoda mi tego schronu.
wilczy kąt

orlik pospolity

wśród pól rzepaku

pszczeli koncert

stawy Kaśka

staw Kaśka
W tym miejscu jeszcze kiedyś stały pozostałości dworu - dziś niewielkie wzgórze porastają dzikie róże. Jeszcze nie czas na nie, jednak gdy zakwitną będzie przepięknie

Miałam takie plany zahaczyć o św, Jana, jednak obawiałam się że czasu może mi zabraknąć - a to taka piękna droga. Z tej strony też jest przyjemnie. I też niestety pod górę. Taki ciekawy ewenement że zjeżdżając ze szczytu jedzie się pod górę. Nie marudzę - tę trochę czasu które jeszcze mi zostało poświęcam na podjechanie na Planty. Zawsze mnie fascynowało skąd się w środku miasta znalazły takie wzgórza i doliny. Teren przez który płynie Jamna jest silnie pofałdowany. Niegdyś tętniło tu serce miasta za sprawą męża Charloty którym był rotmistrz Korwin-Wierzbicki. Organizował on polowania, przedstawienia, imprezy, sprowadzał dziwne kwiaty. Gościem bywał tu sam książę pszczyński. Ludzie mawiali że wymyśla- z tego okoliczne osiedle zwane jest Wymyślanką.


kamień Charlotty

Kamień graniczny księstwa z Zabrzem


Pod biały domek przybyłam punktualnie. Zostało mi nawet trochę czasu na zjedzenie bułki. Zdziwiło mnie tak duże zainteresowanie - jak w pracy powiedziałam że jadę zwiedzać schron, to wszyscy przewracali oczami. Tutaj jednak się okazało że nie jestem aż takim dziwolągiem - trochę ludzia przyszło ten schron oglądać. Po krótkim przedstawieniu sytuacji, muzealnicy poprowadzili nas do pobliskiego budynku, a jako że "niespodziewanie" zaczęło kropić, więc zgromadzone licznie towarzystwo zgodnie zdecydowało że dobrze było by się schronić. więc... do schronu!!
Schron, jak schron - każdy widzi. Ten zwiedzany liczy sobie tyle lat co ja  - z całym przekonaniem mogę stwierdzić, że jestem dużo lepiej zachowana.
Jeśli gdzieś znajduje się tego typu budowla - to znak że w pobliżu musi znajdować się schron
żeby nie było wątpliwości

podobno wszystko działa

filtry działają, za to z toaletą gorzej


dzieciom telefon dziwny

Wycieczka oblukała schron dokładnie, szybciutko przepychając się z pomieszczenia do pomieszczenia i udała się w kierunku sobie obranym. Najprawdopodobnie do muzeum na kawę. Jako że ja kawę w muzeum już kiedyś  piłam, udałam się w kierunku przeciwnym - w poszukiwaniu strzałek LSR z tych schronów które starsze są ciut ode mnie, czyli przedwojenne. Mieszczą się one na starych kamienicach, których od czasu wojny nikt nie pomyślał odmalować. No i całe szczęście. Bez trudu idzie odnaleźć już w pobliżu rynku wyraźne ślady. Nawet nie trzeba zaczepiać lokersów. Zresztą... nauczona doświadczeniem wiem, że w większości przypadków nie warto. Kto by się tam interesował co mi tam na chałupie 80 lat temu wymalowali. Że schron? Jaki tam schron, chyba pani na głowę upadła.
Ja tam swoje podejrzenia mam - Mikołów ma całkiem spore te podziemia. Kto wie -  może nawet są ze sobą połączone? W razie jakiegoś ataku, jakby co...  mam już upatrzone pozycje. I oby tam był duży zapas kartofli.
Pamięci Karola Miarki

altanka i platan pod białym domkiem


kościół św. Wojciecha i Matki Boskiej Śnieżnej

Nepomucen

bazylika św. Wojciecha
Znalazłam sporo tych schronów. Takich w których trzyma się ziemniaki, graty i byle co.
Ale nie ma co zanudzać, więc tylko parę zdjęć wrzucę, dla zobrazowania tematu. Jakoś nie wpadłam na to by się wedrzeć do którejś z piwnic i rzucić przynajmniej okiem. Ale jeszcze okazja się znajdzie - wszak w tym mieście jestem częstym gościem.




A tu czołg podczas wycofywania się z rynku, nie wyrobił i urwał kawał ściany. I tak zostało do dziś

Czas powrotu do domu- co prawda niebo cały dzień trzymało się dzielnie, ale lada moment może popuścić. Mimo straszenia deszczem nie mam najmniejszej ochoty jechać główną drogą i decyduję się na powrotną podróż przez wzgórze Skały. Od tej bardziej stromej strony. Za to potem czeka mnie niekontrolowany, radosny zjazd polną drogą. Tak z rozpędu, spontanicznie i radośnie wjeżdżam w las, gdzie czyha na mnie wyżej wspomniany chaos. Ha... 3:0 Błoto, kałuże, rozlewiska i znów pół godziny w d...
 Za to Tychy witają mnie pięknym tęczowym mostem. I wielką, czarną chmurą.
Nie dam się zastraszyć i tak pojadę przez Wygorzele. Obrażona chmura idzie sobie w świat.
a ja suchą skórą wracam do domu.
Nie przyznaję się nikomu że za tydzień mam event w Mikołowie.

wiadomo

a może...pojadę sobie tędy

tęczowy most na zakończenie wycieczki
Data: 16.05.2019
Trasa: Tychy - Wilkowyje - Mikołów - Wilkowyje - Tychy - Bieruń  (45km)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz